skręcić w tę drogę. W promieniu wielu kilometrów pewnie nie ma innych
ludzi. Pomyśl, to jest tylko nasze wyjątkowe miejsce. Tristan odwrócił się do niej. Jeszcze przed chwilą kochali się, a teraz patrzył na nią tak surowo. - Chodźmy się przejść - powiedział. Więc poszli. 13 Wirginia Rainie nie wracała do Motelu 6. Postanowiła jechać do Quincy'ego. On chciałby poznać pełny raport ze śledztwa, a ona miała pewne wiadomości. No, może nie wiadomości, lecz przeczucia, o których wolała nie mówić przez telefon. On chciałby wszystko przeanalizować. Taka była jego metoda działania. A ona wolała nie wyobrażać go sobie, jak siedzi w ciemności i sam zastanawia się nad takimi okropnymi rzeczami jak śmierć jego własnej córki. Poza tym pozostawało jeszcze wiele pytań. Może Mary Olsen była lekko Na mazurach kurs żeglarski dla dorosłych stukniętą, nerwową kobietą, która wyszła za mąż dla pieniędzy i desperacko usiłuje zwrócić na siebie uwagę? Może liczne telefony do Pierce'a od bandy zbrodniarzy to czysty zbieg okoliczności? Może wypadek Mandy był zwyczajnym wypadkiem, a wszyscy dokoła tylko korzystali z okazji, żeby dobrać się do szanowanego agenta FBI? A może istniał jakiś tajemniczy mężczyzna? Może pomógł Mandy upić się tamtej nocy, wiedząc z jej poprzednich wyczynów, do czego może to doprowadzić? Kto wymyślił szpilki? Może rozumiał, co śmierć Mandy zrobi z Quincym? Może wiedział, że wytrąci go z równowagi i pozostawi samemu sobie? Może wiedział, że pozbawi go możliwości obrony, kiedy pojawi się realne zagrożenie... Dawniej Rainie odrzuciłaby taką teorię jako zbyt dziwaczną. Zbyt zimną, zbyt bezduszną. Ale to było przed zeszłorocznymi wydarzeniami w Bakersville. Tymczasem miała zasadniczo to samo podstawowe przygotowanie co Quincy. Rozumiała najgorsze rzeczy, jakie człowiek jest w stanie robić, i wiedziała już, że nie ma takiej zbrodni, choćby najokrutniejszej, której by nie można popełnić. Większość ludzi uważa, że mordercy zabijają na skutek odczuwania jakiejś przemożnej potrzeby. Takie przypadki są łatwe. O wiele gorsi są psychopaci, dla których zabijanie stanowi nie tylko hobby, ale i swoisty rodzaj rekreacji. 91 Quincy kiedyś jej pomógł. Teraz ona chciała mu się odwdzięczyć. Rainie jeszcze raz przyjrzała się mapie, ale przegapiła skręt. Zawróciła, mimo zakazu, po czym wjechała we właściwą drogę. Ulica była szeroka. Wzdłuż niej biegł kręty chodnik i rosło mnóstwo świeżo posadzonych magnolii. Nowa dzielnica i nowe pieniądze - pomyślała. Skręciła w ślepą uliczkę i oczy omal nie wyszły jej z orbit. Wielkie ceglane budowle kolonialne i wielkie powierzchnie zielonych trawników. Duże domy. Duże place. Ogrodzone posiadłości i bramy przy wjazdach. Wiedziała, że Quincy, człowiek dbający o zachowanie maksymalnego bezpieczeństwa, będzie miał dom w tego rodzaju okolicy, ale o czymś takim RestauracjaMlodaPolka.pl nie pomyślała. Dojechała do końca ulicy, gdzie z dala od jezdni stał mniej rzucający się w oczy ceglany dom. Rainie była pewna, że to dom Quincy'ego. Tylko przed tym jednym domem wszystkie krzewy zostały pieczołowicie wycięte, eliminując kryjówki dla ewentualnych intruzów. Popatrzyła na ogołocony plac i westchnęła. - Quincy, Quincy, Quincy - mruknęła. - Naprawdę musisz wziąć urlop. Podjechała do czarnej żelaznej bramy i wcisnęła guzik interkomu. Była czwarta po południu i Rainie nie oczekiwała, że Quincy będzie w domu, więc zdziwiła się, kiedy ktoś odpowiedział. Zdziwiła się jeszcze bardziej, kiedy usłyszała głos kobiety.